Owce, które łączą, czyli recenzja "Pięknego kraju"

"Piękny kraj" (reż. Francis Lee) od lewej: Alexandru Secarenau, Josh O'Connor

"Piękny kraj", który na tegorocznym Tofifeście mieliśmy okazję zobaczyć w ramach cyklu "Forum 2016/2017" to film zbudowany na skojarzeniach. Ta pozornie prosta historia ma bowiem o wiele więcej do zaoferowania na poziomie niedosłownym.

Farma w Yorkshire. Johnny (Josh O'Connor) czule opiekuje się krową, która niedługo ma się ocielić. Jego pieszczotliwe słowa, dla widza świadomego jakiej kategorii film ogląda, brzmią dwuznacznie. Sugestywnie i mało subtelnie wypada również badanie rektalne podopiecznej oraz nawyk spluwania który towarzyszy Johnnemu podczas wykonywania brudnej roboty, ale – czego dowiemy się później – także w chwilach poprzedzających miłosne uniesienia.

Yorkshire Mountain

Johnny Saxby jest prostym młodym chłopakiem, który zna życie i nie ma co do niego złudzeń.Ciężko pracuje na farmie, w związku z chorobą ojca, niejako wrzucony w rolę opiekuna gospodarstwa, a kiedy nie pracuje - oddaje się prymitywnym rozrywkom - upijaniu się do nieprzytomności w pobliskim pubie i przypadkowym seksie z przypadkowymi mężczyznami.

Stały rytm jego życia od kaca do kaca, przerywa jednak pojawienie się na farmie młodego rumuna zatrudnionego do asystowania przy narodzinach owiec. W tym celu obaj panowie wyjeżdżają wysoko w góry, gdzie odcięci od świata, zbliżą się do siebie i nic nie będzie już takie samo. Skojarzenie z „Brokeback Mountain” jest więc oczywiste nie tylko ze względu na nazwiska reżyserów ("Brokeback Mountain" reż. Ang Lee - przyp.red.).

Na granicy agresji i pożądania

„Piękny kraj” to klasycznie zbudowana opowieść. Co powszechne w kinie queer - relacja pomiędzy mężczyznami wiecznie oscyluje na granicy agresji i pożądania (chociażby w wymownej scenie bójki, gdzie ujawnia się wieloznaczność angielskiego "fuck"). Kontrastowe osobowości kochanków w postaci – gniewny, zbuntowany Johnny kontra łagodny i opiekuńczy Gheorghe to również stały w ramach gatunku schemat, znany chociażby z niemieckich „Żniw” nagrodzonych w 2011 roku w Berlinale, które notabene również umiejscawiają akcję w klimatach około-wiejskich.


Emocjonalna eksplozja

Początkowa stagnacja, kiedy rozmowa się nie klei, bo nikt nie sili się chociażby na small talk, jako, że obaj panowie nie nalezą do wylewnych – skutecznie rozkłada akcenty dramaturgiczne. Nie bez znaczenia jest tu wątek rasowy, gdyż początkowo dialogi ograniczają się do złośliwości, Johnnego, który (jakby w myśl zasady, że kto się czubi ten się lubi) prowokuje Gheorgha rasistowskimi tekstami o Cyganach.

Nagromadzenie drobnych dotknięć przy pracy i związanych z nimi napięć odwleka emocjonalną eksplozję, która od dawna wisi w powietrzu. Film nie spieszy się jednak z demonstrowaniem scen erotycznych, a gdy już to robi – jak na kino tego typu – kreuje je subtelnie i z wyczuciem smaku nawet pomimo niewyszukanej scenerii.

Chociażby w scenie pierwszego zbliżenia bohaterów, gwałtownej, a zarazem delikatnej, gdzie bezkompromisowy ruchu kamery nie stroni od surowego ukazywania ubłoconych ciał splecionych w agresywnym uścisku.




Zwierzęcość jest bowiem również istotnym elementem narracji. Ciągłe zestawianie ze sobą naturalistycznej pracy przy hodowli z sentymentalnym azylem, który utworzyli sobie w tym pragmatycznym świecie bohaterowie potęguje urokliwość wątku miłosnego, ale jednocześnie dystansuje go od regularnej rzeczywistości, do której kiedyś trzeba będzie wrócić; do rodziny zaczynającej dostrzegać coraz bardziej podejrzaną zażyłość chłopców i do pubu, w którym Gheorghe nigdy nie będzie „swój” według zamkniętej małomiasteczkowej społeczności. 

Na skutek dramatycznych wydarzeń, impulsywnie wraca on więc skąd przyjechał. "Piękny kraj" nie pozostawia jednak widza z rozwiązaniem idącym po najniższej linii oporu, bo - biorąc pod uwagę okoliczności – prawdopodobnym.


Pomiędzy dialogami

Z powodu ubogiej warstwy dialogowej w filmie, odnieść można wrażenie, że relacja bohaterów jest wydmuszką; naiwnie zbudowaną i niewiarygodną. Prawdziwy potencjał filmu wynika jednak z mistrzowskiego operowania niedopowiedzeniem. „Piękny kraj” to film, który dzieje się między słowami; dzieje się trywialnymi gestami i odruchami.

I choć finałowi można zarzucać bycie krótkowzrocznym pocieszeniem, nie sposób nie przyznać, że doskonale emocjonalnie wkomponowuje się w ten portret miłości, która zmienia życie i sprawia, ze wydźwięk tytułu (a przynajmniej jego polskiej wersji) staje się jakby mniej cyniczny.



Agata Burdajewicz

Komentarze

  1. Ja na ten blog na pewno będę wracał. Bardzo się opłaca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tak samo na ten blog będę wracał. Ten blog jest rewelacyjny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz